Na początku ubiegłego roku nic nie zwiastowało, że chińska gospodarka utrzyma tempo wzrostu takie jak w latach poprzednich. Kryzys gospodarczy, jej także dał się we znaki. Ludzie na świecie kupowali mniej chińskich towarów, a wiadomo, że ich eksport ma dla tego kraju ogromne znaczenie. Mówi się przecież, że Chiny to wielka światowa fabryka, produkująca dużo i tanio. Jednak kolejne miesiące minionego roku udowadniały, iż gospodarka Państwa Środka coraz bardziej się rozkręca i Produkt Krajowy Brutto na koniec 2009 roku znów poszybował ku granicy 9%. Z pewnością przyczyniły się do tego programy ratunkowe i wpompowanie miliardów dolarów i euro w rynki: amerykański i niektórych państw Unii Europejskiej. Jednak nie tylko to zdecydowało, że chińska gospodarka szybko wróciła na tory wzrostu.
Kolejnym powodem było skuteczne ożywienie przez ten kraj popytu wewnętrznego, co stało się tu oficjalnym priorytetem polityczno-gospodarczym. Widać wyraźnie z deklaracji tutejszych władz, że ta polityka w najbliższym czasie będzie kontynuowana. Nadal potężne inwestycje dotyczą tutejszej infrastruktury. Ludzi zachęca się do kupowania mieszkań i samochodów, co odnosi się oczywiście do tych, którzy mają pracę i stałe dochody, a takich w dzisiejszych Chinach nie brakuje. Banki otrzymały od państwa na kredyty, ok. 600 mld dolarów. Stosują więc promocje i wabią klientów niskimi stopami procentowymi. W miastach nie brak dużych inwestycji developerskich reklamowanych jako oazy szczęścia, spokoju i harmonii, będących dla każdego na wyciągnięcie ręki. Wystarczy udać się do banku by stać się posiadaczem wymarzonego mieszkania.
Ostatnio jednak w obawie przed przegrzaniem koniunktury (swoją drogą skąd my to znamy) niektóre banki pekińskie spuściły nieco z tonu, i ograniczają część bonusów kredytowych np. przy kupnie drugiego mieszkania. Istnieje również uzasadniona obawa powstania baniek spekulacyjnych na rynku nieruchomości co jest zagrożeniem całkiem realnym. Na razie jednak na dziesiątkach tysięcy rozpoczętych budów praca wre na okrągło. Tam gdzie jeszcze wczoraj były hutongi teraz wyrastają kilkudziesięciopiętrowe domy mieszkalne. Obok nich supermarkety i kochane przez Chińczyków, tak jak i Polaków, galerie handlowe, których w weekendy lepiej nie odwiedzać bo panuje w nich taki tłok i hałas, że szybko może rozboleć głowa. Ci którzy obawiają się, że ta konsumpcyjna koniunktura jest na kredyt i może zakończyć się tak jak niedawno w wielu innych krajach, są uspokajani twierdzeniem, że Chiny tak naprawdę są dopiero na początku drogi do dobrobytu. Na wsiach i na prowincji chińskiej wyglądających zgoła inaczej aniżeli duże miasta, droga ta jest jeszcze bardzo, bardzo długa. Dlatego Chiny nie mają innego wyjścia jak przeniesienie konsumpcyjnego popytu również poza miasta. Jednak by tak się z czasem stało, ludziom tam żyjącym trzeba dać pracę, za którą teraz zmuszeni są jechać do Pekinu, Szanghaju czy innych metropolii. Fakt pozostaje faktem, iż kraj ten jak dotąd z zawirowań światowej gospodarki wyszedł obronną ręką. Ciekawe co będzie dalej?