Firmy z Chin coraz większą wagę przywiązują do kreowania na świecie swego wizerunku i lansowania swoich marek. Jak wiadomo często sama wartość marki, może być o wiele większa aniżeli majątek firmy i wartość jej produkcji. Dlatego liczące się przedsiębiorstwa z Państwa Środka, które chcą zaistnieć na rynku międzynarodowym, coraz częściej wynajmują zagraniczne firmy public - relations, aby te zajęły się profesjonalnie budową ich pozycji na rynku globalnych marek. Efekty powoli stają się widoczne. Na światową listę 500 marek cenionych z różnych względów: ekonomicznych, sposobu zarządzania, reputacji, kreowania wizerunku czy wzrostu wartości, trafiło już 88 marek chińskich. Są wśród nich tak już znane jak Sinopec, CNPC /branża petrochemiczna/ czy Haier /branża elektroniczna i sprzętu AGD/. 79 z tych marek pochodzi z Chin kontynentalnych, trzy z Hongkongu, a sześć z Tajwanu. Ich roczne przychody przekraczają 10 mld dolarów. Są one wiodącymi markami w swej branży. Czołówka tej listy to marki amerykańskie /130/ i Japońskie /60/. Na kolejnych miejscach znalazły się Niemcy i Francja. Choć na świecie w ostatnim czasie spadła łączna wartość 100 najlepszych marek o 4 procent, to jednak był to spadek chwilowy, spowodowany kryzysem gospodarczym i dotyczył głównie marek firm finansowych oraz motoryzacyjnych. Chińskie firmy stawiają na marki, budując pozycję własnych lub wykupując marki światowe /ostatni przykład to Volvo/, które z powodu gospodarczego spowolnienia znalazły się w poważnych tarapatach. W Chinach spotkamy bardzo dużo sklepów sportowych ze sprzętem wszystkich liczących się światowych firm z branży, nawet takich, które w Europie i w Polsce są nieznane. Dominują oczywiście potentaci tacy jak Adidas, Nike, Puma czy Kappa, ale nie brak marek lokalnych, albo takich, które specjalizują się w produkcji sprzętu do dyscyplin sportowych mało popularnych poza Azją, jak choćby badmintona. Dlatego sporym echem, odbiła się w chińskich mediach informacja o tym, że bardzo znana na tutejszym rynku firma produkująca sprzęt pod marką Li Ning otworzyła swój pierwszy sklep w Stanach Zjednoczonych, zwanych królestwem Nike. Warto przy okazji dodać, że Chińczycy mają już swoje firmowe sklepy także w Polsce. Sklepy Li Ning zaaranżowane są równie profesjonalnie i z szykiem, jak innych potentatów. Producent sponsoruje wiele tutejszych gwiazd sportu i sięga po gwiazdy międzynarodowe takie jak np. tyczkarka rosyjska Jelena Isinbajewa zwana „carycą tyczki", która podpisała z Chińczykami pięcioletni wielomilionowy kontrakt sponsorski. Li Ning produkuje nie tylko sprzęt czy odzież o czysto sportowym charakterze, ale też taką, którą nosić można na co dzień. Firma ma zamiar iść śladami Adidasa oraz Nike, a jej menadżerowie doszli do wniosku, że skoro te dwie wyżej wymienione mają sklepy przy każdej większej chińskiej ulicy, to warto spróbować wejść na ich teren. Tym bardziej, że produkty Li Ning nie odbiegają jakością i wzornictwem od tego co jest w branży sportowej obecnie na topie. Wyzwanie jest tym większe i prowokacyjne, że pierwszy salon Li Ning znajduje się w amerykańskim Portland, niedaleko od siedziby centrum badawczo - rozwojowego Nike. Li Ning już podbił rynki azjatyckie, więc uznał, że nadszedł czas na inne kontynenty, aby stać się w ten sposób marką o globalnym charakterze i zasięgu.