W Muzeum Jinsha
Dziś ostatni dzień mojego pobytu w Sichuan. Był to bardzo długi ale pełen nowych wrażeń dzień. Z samego rana pojechaliśmy na górę Emei, jest to jedna z czterech świętych gór buddyzmu. Częściowo drogę pokonaliśmy autobusem, na sam szczyt wjechaliśmy natomiast kolejką. Na samej górze okazało się, że jest tam bardzo zimno, na co nie byłam zupełnie przygotowana. Na szczęście można było na miejscu wynająć ciepłe płaszcze, w których co prawda każdy wyglądał dość zabawnie, ale za to było w nich ciepło i można było koncentrować się na zwiedzaniu, a nie natomiast na dygotaniu z zimna. Góra Emei nie bez powodu stała się świętą górą - jest tu naprawdę niesamowicie, na każdym kroku można odczuć, że panuje tu atmosfera sakrum. Pomimo, że pogoda pozornie nam nie sprzyjała - przez cały czas naszego pobytu na szczycie była gęsta mgła i padał deszcz - miało to swój urok. Można się było przez chwilę poczuć jakby się znajdowało w samym środku chmury. Niestety nie udało nam się zobaczyć pięknych widoków, które w ładniejszą pogodę można podziwiać ze szczytu. Góra Emei jest też znana z niezwykłego zjawiska jakim jest halo, można je zobaczyć bardzo rzadko i tylko przy sprzyjających warunkach, które niestety nie panowały podczas naszego tam pobytu.
Kolejny etap naszej dzisiejszej wędrówki to powrót do Changdu i zwiedzanie Muzeum Jinsha. Jest to bardzo nowoczesne muzeum poświęcone całkowicie najdawniejszej historii tego miasta i regionu. Okazuje się, że rozwinięta cywilizacja była tu już około 3 tys lat temu. Mogliśmy podziwiać różne artefakty, z których najsłynniejszym jest złoty dysk mający około 12 cm średnicy, mający symboliczne znaczenie. Przedstawia on słońce z dwunastoma promieniami i cztere święte ptaki.
Niezwykłym doświadczeniem był też dla mnie dzisiejszy posiłek. Jak już pisałam, kuchnia chińska nie przestaje mnie zadziwiać. Dziś na kolację miałam okazję skosztować tak zwanego "kociołka". Ceremonia jedzenia odbywa się w taki sposób, że na środku stołu jest wspomniany już kociołek w którym gotuje się zupa. Cały czas do tego kociołka są wrzucane warzywa, mięso, ryby itd.
Wieczorem udaliśmy się na znane ulice które nazywają się po prostu: Szeroka i Wąska. Pomimo dość pospolitej nazwy ulice te nie są wcale takie zwyczajne. Rozświetlone lampionami budowle przypominają Chengdu z dawnych czasów, pokazują styl życia mieszkańców tego miasta. Ale te ulice to nie tylko zabytek, to ulice tętniące życiem, przyciągające niezliczoną ilością herbaciarni i sklepików.
Jutro powrót do Pekinu, z którym wiążą się mieszane uczucia. Z jednej strony chciałabym tu zostać, zobaczyć to wszysko, czego jeszcze nie udało mi się zobaczyć. Z drugiej strony nie mogę się już doczekać, aby poznać Pekin.