Chen Dieyi i jego kolega Duan Xiaolou
W jednym z wywiadów Chen Kaige powiedział, że w każdym jego filmie, istnieje człowiek, z którym w sensie psychicznym i widzeniu świata on całkowicie się zgadza. W filmie Żegnaj Moja konkubino, tym człowiekiem jest Cheng Dieyi. Można zatem powiedzieć, że Cheng Dieyi jest duszą tego filmu, choć jego życie było pełne cierpień - w dzieciństwie porzuciła go matka, a później był bity przez nauczyciela. Ale mimo tego nie wyparł się miłości do swego przyjaciela Xiaolou i Opery Pekińskiej. I tak aż do obłędu - bez względu na to, jak świat się zmienia, on wciąż zanurzony jest po uszy w pięknych pekińskich operach.
„Bez szaleństwa nie przeżyjemy. W operach musimy znaleźć to szaleństwo, to prawda, ale jeśli żyjemy jak szaleni to w normalnym świecie i z tymi przeciętnymi ludźmi, to jak mamy przeżyć?"- Duan Xiaolou tymi właśnie słowami miał zamiar przekonać do siebie Cheng Dieyi i te kilka zdań dokładnie opisuje jaki był los Dieyi. Opera jest jego pasją i on cały też nią żyje, często zapominając o prawdziwym świecie. I nie chce się światu kłaniać.
W jego sercu Duan Xiaolou jest jak wszechmocny Król Hegemon Zachodniego Chu, a on jest jego konkubiną, która kocha się w nim do końca życia. I nie domyśli się, że jego kolega nie jest prawdziwym bohaterem, a on ma duszę konkubiny Yu Ji.
Tymczasem najpiękniejsza konkubina Yu Ji popełniła samobójstwo z powodu swojego twardego charakteru, który posiadał również Chen Dieyi. Dlatego kiedy Chen zobaczył, że jego przyjaciel na scenie ugiął się przed innymi, był wściekły i wykrzczał w niebiosa: „Nawet Król Hegemon Zachodniego Chu ukląkł prosząc o litość więc jak możliwe jest to, że Opera Pekińska, której, wierzę w to, duszą jest król dalej istnieje?".
Teatralni widzowie z zaskoczeniem obserwowali zmianę charakteru postaci odgrywanej przez Chen, która w tym momencie bardziej przypominała zachowanie króla Hegemona Zachodniego Chu, niż postaci która przez całe życie odgrywa rolę konkubiny.
Wszyscy wiedzieli, że Chen Dieyi nie mógł żyć bez opery. Jedenaście lat później, kiedy obaj przyjaciele ponownie spotkali się na deskach teatru, w którym wcześniej odegrali setki ról, ponownie odegrali sceny z ich najbardziej znanej opery. Ale Duan Xiaolou nie był już tą samą osobą i zrozumiał, że jest już za stary na szybkie tempo tej opery. Z kolei Chen Dieyi wciąż do szaleństwa zatracony był w swojej roli. W efekcie, w scenie samobójstwa konkubiny wielokrotnie już przez niego odegranej Chen umiera naprawdę zabijając się ostrym mieczem. I to w swej ulubionej operze i przy swoim ukochanym królu. W ten sposób największe marzenie Chena Dieyi spełniło się.
„Czy mogę razem z tobą grać w Operze przez całe życie?"
„Co ty mówisz, już odgrywamy role z Opery prawie pół życia."
„Nie, nie wystarczy, obiecujesz mi całe życie, za rok, za dzień, a nawet za godzinę. Nie, to nie jest całe życie".
Chen spełnił swoje marzenie. Nawet w ostatniej chwili swego życia był najbardziej elegancką i piękną konkubiną.