"Na morzu było ciemno, wysokość fali sięgała 7 metrów. Moja łódź płynęła raz w górę, raz w dół i było tak codziennie" – wspomina te chwile Zhai. Po trzech dniach walki z wichurą nastąpił największy kryzys, gdyż fale złamały ster. Podróżnik zmuszony był zamontować zapasowy, który był bardzo niewygodny, jako że cały czas musiał go trzymać.
Zhai Mo przetrwał 7 dni sztormu o mocy 11 stopni w skali Beauforta. „Przez 7 dni trzymałem ster. Musiałem wykrzesać z siebie wystarczającą wolę, aby to przetrwać" - wspomina.
W końcu fale zaniosły żaglówkę do niewielkiej wysepki na Oceanie Indyjskim. Zhai Mo nie wiedział, że znajduje się tam amerykańska baza wojskowa. Żołnierze odebrali mu aparat fotograficzny i kamerę, a jego samego zatrzymali. "Uwięzili mnie w celi, w której były tylko: łóżko, toaleta i Biblia" – opowiada podróżnik. Mimo że był zamknięty w amerykańskiej bazie wojskowej, Zhai nie bał się: „Bardzo się wtedy cieszyłem, że widzę w końcu ludzi. Nie musiałem już myśleć o kłopotach, jakie napotykałem podczas żeglugi". Nie przeraził go nawet widok uzbrojonych żołnierzy, którzy go zatrzymywali. Kiedy dowiedział się, że za nielegalne wdarcie się na teren bazy grozi mu areszt albo grzywna, Zhai bez wahania wybrał areszt: "Nie chodziło oczywiście o pieniądze, ale o okazję do odpoczynku. Nareszcie mogłem wyspać się na łóżku - to było bardzo przyjemne". Tymczasem Amerykanie dokładnie sprawdzili jego dokumenty i zorientowali się, że samotnie żegluje dookoła świata. To całkowicie zmieniło ich nastawienie wobec Zhai Mo. Pomogli mu naprawić żaglówkę i już drugiego dnia wyprawili w dalszą drogę.
W ten sposób Zhai Mo powrócił do żeglugi.
W czasie swojej podróży do perfekcji opanował jedno zdanie po angielsku: "Gdzie jest chińska restauracja?". Zhai wie bowiem, że wszędzie tam, gdzie jest chińska restauracja, są też Chińczycy, a rodacy stanowili dla niego wielkie opracie w czasie tej podróży dookoła świata.
"Najbardziej wzruszyło mnie wielkie przyjęcie, jakie na moją część zorganizował pewien klub w Kapsztadzie. Powiedzieli mi wówczas, że jestem pierwszym Chińczykiem, który opłynął Przylądek Dobrej Nadziei. Kiedy opuszczałem Kapsztad, w porcie żegnali mnie nie tylko Chińczycy, ale również mieszkańcy RPA. Wszystkie statki w porcie pożegnały mnie syrenami. Byłem niezwykle wzruszony. Ci ludzie nie wiedzieli, jak się nazywam, ale wiedzieli, że jestem Chińczykiem. Od tego czasu na mojej żaglówce cały czas powiewa chińska flaga" – wspomina Południową Afrykę Zhai Mo.
Na trasie rejsu znalazła się również Wyspa Świętej Heleny, na której przebywał na zesłaniu Napoleon Bonaparte. To tam miał powiedzieć dwa wieki, że Chiny są śpiącym olbrzymem, a jak się zbudzą, wstrząsną światem. Zhai Mo, który w dzieciństwie bardzo podziwiał Napoleona, zauważył, że w księdze gości w miejscu zesłania nie było ani słowa po chińsku. Napisał w niej zatem: "Przybyłem, aby ci powiedzieć, że Chiny się zbudziły".
16 sierpnia 2009 roku, po 900 dniach żeglugi, Zhai Mo wrócił na pokładzie swojej żaglówki do portu Rizhao w prowincji Shandong. Jednak realizacja jego marzeń na tym się nie skończyła. Planuje opłynąć świat trzy razy w ciągu 5 lat. "Zrobiłem to już pierwszy raz. Drugi raz opłynę go w Antarktyce, a trzeci - w Arktyce. Nikt nie dokonał jeszcze takiego wyczyny w Arktyce" – mówi Zhai.
W swojej pracowni ma obrazy namalowane w czasie rejsu, na których morze jest szare. Tak bowiem wygląda w jego oczach: „Morze nie jest takie, jak sobie wyobrażamy, nie jest wcale błękitne. W rzeczywistości w głębi oceanu kolor wody morskiej jest szary, a w okolicach rowów oceanicznych woda morska jest czarna".