Wydaje się, że tzw. „sojusz demokratyczny”, na który liczą Stany Zjednoczone nie będzie udany
Jeśli „interes” był kluczowym słowem poprzedniej administracji prezydenta Stanów Zjednoczonych, to zdaje się, że nowa ekipa w Białym Domu zastąpi je pojęciem „wartości”.
Tak samo z niedawnego przemówienia prezydenta Bidena na temat polityki zagranicznej w Departamencie Stanu, jak i intensywnych działań nowego zespołu dyplomatycznego po objęciu urzędu da się odczytać ważną wiadomość: naprawa stosunków z sojusznikami jest priorytetem w programie obecnego rządu w Waszyngtonie oraz wskazuje także na pilniejszy cel - odbudowę sojuszu, którego główną wartością jest demokracja.
Ale jak atrakcyjny może być taki sojusz?
Kraje UE szybko wyraziły swoje opinie w tej kwestii. 5 listopada niemiecka kanclerz Angela Merkel powiedziała, że chociaż Europa i Stany Zjednoczone osiągnęły konsensus w wielu aspektach, to Europa nadal potrzebuje niezależnej polityki wobec Chin. 4 kwietnia francuski prezydent Emmanuel Macron również wyraził takie samo stanowisko, mówiąc, że chociaż Bruksela i Waszyngton podzielają wspólne wartości, Unia nie powinna sprzymierzać się ze Stanami Zjednoczonymi przeciwko Chinom.
Wybuch nowej epidemii koronawirusa całkowicie obnażył naturę „papierowych sojuszy” między Stanami Zjednoczonymi a Europą. Od wzajemnej walki o środki niezbędne w walce z pandemią, takie jak maski, po spory o szczepionki, tak zwany „sojusz wartości” ujawnił swój prawdziwy egoizm i ograniczenia w obliczu konfliktu interesów.