Komentarz: „Dyplomacja przymusu” zależy do Stanów Zjednoczonych
Urzędnicy amerykańscy wielokrotnie, publicznie, fałszywie przedstawiali uzasadnione środki zaradcze Chin wobec Litwy jako „dyplomację przymusu”. To polityczna kalkulacja strony amerykańskiej, by wesprzeć ustawodawcę w spisku zmierzającym do kontroli Chin za pośrednictwem Tajwanu. Mowa o „dyplomacji przymusu” i „zbesztaniu Chin” podkreśla hipokryzję i oszustwo amerykańskiego „dyskursywnego zastraszania”.
Patrząc wstecz na historię, nietrudno stwierdzić, że „dyplomacja przymusu” jest patentem Stanów Zjednoczonych. Już w 1971 roku Alexander George, profesor Uniwersytetu Stanforda w Stanach Zjednoczonych, jako pierwszy zaproponował koncepcję „dyplomacji przymusu”, aby podsumować ówczesną politykę USA wobec Laosu, Kuby i Wietnamu. Istotą tej koncepcji jest wykorzystanie groźby siły, izolacji politycznej, sankcji ekonomicznych, blokady technologicznej itp., aby zmusić inne kraje do przestrzegania wymagań Stanów Zjednoczonych, umożliwiając USA osiągnięcia ich strategicznych celów i utrzymanie hegemonii amerykańskiego stylu.
Zaledwie tydzień temu Departament Stanu USA ogłosił nałożenie ograniczeń wizowych na ośmiu kubańskich urzędników, ignorując 29. rok z rzędu rezolucję, przyjętą przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych, wzywającą do zniesienia embarga na Kubę. Czy to nie jest „dyplomacja przymusu”?
Społeczność międzynarodowa wyraźnie widzi, kto „przymusza” świat, a kto podważa porządek międzynarodowy i zasady wielostronne. Suwerenne państwa, duże czy małe, silne czy słabe, mają równy status w prawie międzynarodowym. Przedsiębiorstwa działają i rozwijają się zgodnie z regułami rynkowymi, a nikt nie jest skłonny zaakceptować przymusu i stać się narzędziem politycznym.