17 kwietnia w kinie Yaolai w Pekinie odbył się, w ramach Międzynarodowego Festiwalu Filmów, pokaz polskiego filmu „Miasto 44" w reżyserii Jana Komasy. Po projekcji, reżyser spotkał się z widzami. Chińska publiczność żywo zareagowała na film, bardzo wysoko go oceniając, dlatego spotkanie trwało ponad godzinę, padało wiele pytań.
„Miasto 44" opowiada o grupie młodych ludzi, którzy w dorosłość wchodzili w czasach okupacji i którzy walczyli w Powstaniu Warszawskim. Jan Komasa powiedział, że stworzył ten film, aby ludzie nie zapomnieli historii i aby ta tragedia już się nigdy nie powtórzyła.
Bursztyn: W porównaniu z innymi filmami o wojnie ten film jest inny, wyjątkowy, choć niektóre sceny są może trochę zbyt krwawe, a inne zbyt nierealistyczne. Co Pan myśli o tej mieszance?
Jan Komasa: W „Mieście 44" wybrałem taki styl opowiadania, jaki dyktowało mi serce. Chciałem stworzyć film pełen kontrastów, który wywołuje silną reakcję u widza. Zestawiłem więc rzeczy, które ze sobą „walczą", ponieważ jest to właśnie film o walce. Ścieranie się, tarcie o siebie, kontrastowanie – to kwintesencja „Miasta 44". Nie stronię od kiczu – przechylam go w różne strony: kicz przemocy i kicz miłości. Robię to, by zobaczyć po swojemu i na nowo to, co widzieliśmy dziesiątki razy w filmach wojennych. Chcę przełamać gatunek filmu wojennego i stworzyć własny sen o historii.
B: W filmie dwie dziewczyny symbolizują dwa skrajne typy myślenia – jedna walczyła i być może zginęła, druga uciekła, by przeżyć. Co Pana zdaniem jest lepszym wyborem?
JK: Myślę, że postawa głównego bohatera, który ma do wyboru dwie drogi symbolizowane przez postawy dwóch dziewczyn była i jest aktualna. Trzeba zrobić wszystko, by żyć. Co komu po byciu szlachetnym, ale martwym? Są jednak sytuacje, które ciężko sobie teraz nawet wyobrazić, kiedy człowiek ma wybór ostateczny w imię zachowania godności. To szczególnie ważne wyjście dla tych, którzy nie wierzą, że śmierć to koniec wszystkiego. Ja do takich należę.
B: Czy Pana córki oglądały już ten film? Kto jest jego adresatem?
JK: Mam córkę i syna. Syn jest jeszcze mały, ale córka widziała film na premierze i jej się podobał. Film adresowany jest do publiczności powyżej 15 roku życia.
B: Przygotowanie filmu trwało 9 lat, to długi okres. Co motywowało Pana do pracy i jaka jest obecnie sytuacja młodych reżyserów i możliwość rozwoju ich karier?
JK: Bardzo motywował mnie opór rzeczywistości i przeszkody jakie napotkałem. Im większe, tym większy zapał, by je w końcu pokonać. Chciałem pokazać samemu sobie, że 32-latek może zrealizować superprodukcję, którą do tej pory dostawał do reżyserii przeważnie ktoś, kto był już bardzo uznany.
Sytuacja młodych reżyserów w Polsce jest bardzo dobra, może najlepsza w historii. Jeśli tylko ktoś chce zrobić film, to go zrobi. Mamy Polski Instytut Sztuki Filmowej, mamy też różne fundusze, są programy europejskie, które pomagają wyprodukować film już od etapu samego scenariusza. Ten kto nie zdobędzie żadnych funduszy może zrealizować film po prostu – nawet na telefonie komórkowym. Mój kolega zarobił sam na film fabularny i wypuścił go do kin. Teraz wszyscy mają wręcz zbyt łatwo, co powoduje, że powstają filmy nie z potrzeby, a z braku potrzeby, z nudów, z kalkulacji, z próżności. Ale dla polskiej kinematografii jest to i tak chyba najlepszy okres po przełomowym 1989 roku.
B: Co było najtrudniejsze podczas realizacji filmu „Miasto 44"?
JK: Zdecydowanie dbanie o przeprowadzenie swojej autorskiej wizji. Przy takim wielkim budżecie film może się zrobić właściwie sam. Trzeba każdego dnia dziesiątki razy zadawać sobie pytanie: „czy ja to lubię, czy ulegam jakimś wpływom, czy to co robię jest moje czy nie etc." To powodowało głównie ból głowy i potworne poczucie niepewności, niezrozumiałe dla tych, którzy nigdy niczego nie reżyserowali.
B: Czy podczas projekcji filmu reakcje chińskich widzów były podobne do polskich? Jakie pytania zrobiły na Panu największe wrażenie?
JK: Reakcje widzów były podobne, ale dla Polaków ten film ma znaczenie symboliczne. To trochę tak, jakby zrobić w Chinach filmy o tematach, o których od zawsze dyskutują między sobą Chińczycy – wtedy taki film wywołałby narodową dyskusję. „Miasto 44" właśnie taką gorącą dyskusję wywołało w Polsce. Bardzo ciekawe było pytanie z publiczności o Rosjan stojących na brzegu rzeki, podczas gdy po drugiej stronie Niemcy masakrowali miasto – mimo że zostają jedynie wspomniani w filmie, to jednak ktoś z publiczności natychmiast zrozumiał ten kontekst. Co do Rosjan – zarówno Polacy jak i Chińczycy wiedzą, jak to jest istnieć pod bokiem kogoś tak potężnego jak Rosja. Wydaje mi się też, że Chińczycy dobrze wiedzą, co to znaczy zostać zdradzonym przez inny naród. Nie inaczej czujemy się w Polsce względem i Rosjan, i krajów Zachodu. Powstanie Warszawskie nauczyło nas, że niestety możemy polegać tylko na sobie. Wydaje mi się, że Chińczycy bardzo podobną lekcję wynieśli ze swojej historii.
B: Jakie jest Pana zdanie o Powstaniu Warszawskim i Drugiej Wojnie Światowej?
JK: Druga Wojna Światowa była jednym wielkim złem, jak każda wojna. Czas wojny to dla mnie upadek ludzkości, upadek wszystkiego, w co wierzę. Chciałbym, by kiedyś wojna jako taka była tylko mglistym wspomnieniem. Powstanie Warszawskie to taki tragiczny, romantyczny zryw ludzi, którzy są przyparci do ściany i jeszcze wierzą, jak się okazało bardzo naiwnie, że się uda. Dziś jesteśmy mądrzejsi, wtedy w większości myśleliśmy, że to jedyna droga. Ciężko ferować wyroki, ciężko kogoś oskarżać w obliczu takiej masakry. Zniszczono całe miasto, zginęło prawie 200000 osób. To było ludobójstwo Niemców na Polakach w samym środku tzw. cywilizowanego świata Zachodu. Pokazało ono jak bardzo kruche były wartości wyznawane przez Europę, której jako Polska jesteśmy częścią.
B: Czy ma Pan ochotę w przyszłości współpracować z Chinami i w jaki sposób?
JK: Marzę, by współpracować z Chinami. Chciałbym, by Chiny poznały nasz kraj i naszą kulturę, ponieważ mamy wiele do zaoferowania. Chciałbym również, by Polska i Europa odkryły Chiny jeszcze bardziej. Azja kojarzy się Europejczykom głównie z wakacjami w Tajlandii i mangą z Japonii. Chiny kojarzą się z podróbkami, a to bardzo krzywdzące skojarzenie, szczególnie w obliczu tak potężnego i wspaniałego dziedzictwa kulturalnego Chin. Jako reżyser chciałbym poznać i zainspirować się Chinami jeszcze bardziej – może dzięki temu zaowocowałoby to filmem o Chinach lub w Chinach? Kto wie. Wiem, że o Chiny i kontakty z Chinami walczą Stany Zjednoczone. Uważam jednak, że chodzi w tej grze tylko o pieniądze. A prawdziwa kultura i sztuka nie mają z pieniędzmi nic a nic wspólnego, są czystą wartością ludzkości – i to, uważam, ma do zaoferowania Chinom Europa, w szczególności Polska. Każdy człowiek ma duchową potrzebę czegoś więcej. Mnie interesuje właśnie to „coś więcej". Chciałbym zrozumieć, czym to jest i dlaczego akurat my, jako ludzie, to odczuwamy, choć wielu się do tego nie przyznaje.