„W tamtym czasie często słyszałam, jak inni chińscy studenci mówili, że nosząc maseczki, spotykali się z dziwnym spojrzeniem przechodniów. Zachęcałam więc Polaków na Facebooku, aby nie dyskryminowali Azjatów. Nie spodziewałam się, że otrzymam wsparcie od wielu Polaków, a niektórzy z nich przekazali moje posty dalej" – tak mówiła w połowie marca Zhang Huilinga (Lingling), Chinka studiująca na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Wówczas polskie Ministerstwo Zdrowia wyjaśniało, że zdrowi ludzie nie muszą nosić maseczki, tylko osoby chore. Przy dalszym rozwoju epidemii, resort zdrowia zastrzegł, że od 16 kwietnia wszyscy muszą nosić maseczki w miejscach publicznych.
Od momentu wybuchu epidemii koronawirusa życie Zhang Huilinga w Polsce zaczęło przypominać jazdę kolejką górską.
Czas obchodów Chińskiego Nowego Roku, który przypadł pod koniec stycznia, to w Polsce okres akademickiej sesji. Lingling była zmęczona egzaminami, a jednocześnie chińskie media społecznościowe na jej telefonie komórkowym były pełne wiadomości o wybuchu epidemii. Chinka zaczęła martwić się o swoją rodzinę. Dziś tak wspomina ten czas: „Uważam mój dom w Guangdong za miejsce, w którym napływ imigrantów jest dość duży. Moi rodzice są starsi, a ich ciała nie są tak silne, jak wcześniej. Mój młodszy brat pracuje na lotnisku w Shenzhen. Bardzo się martwiłam o nich. Po sesji codziennie dzwoniłam do nich by dowiedzieć się jak się czują. Przypominałam im, żeby nie wychodzili z domu i pytałam czy mają wystarczającą ilość maseczek. Przekazywałam im różne informacje dotyczące zapobiegania epidemiom, w obawie, że będą podchodzić do sytuacji w sposób lekceważący".
W celu odcięcia źródła infekcji Chiny postanowiły zamknąć miasto Wuhan pod koniec stycznia. Zaraz po tym Polacy zaczęli wracać z Chin do ojczyzny. Już wówczas w Europie zdarzały się przypadki infekcji koronawirusem. Chociaż wszyscy cieszyli się zimowymi feriami i oczekiwali nadejścia wiosny, to Lingling martwiła się rozprzestrzenianiem się epidemii w Europie:
„Myślę, że wielu ludzi wyjechało wtedy z Wuhanu do krajów europejskich, nie myślę tu wyłącznie o Chińczykach, ale też o Europejczykach, którzy wcześniej podróżowali, pracowali i studiowali w Chinach. Wszyscy oni stali się ukrytym zagrożeniem. W tym czasie Europa nie podjęła żadnych praktycznych działań. Jeśli chodzi o środki przeciwepidemiczne, strona polska wymagała od pasażerów powracających z Chin wypełnienia kwestionariusza z niektórymi podstawowymi informacjami. Nie mierzono wówczas pasażerom temperatury".
Pod koniec lutego Uniwersytet Jagielloński został ponownie otwarty, ale większość polskich szkół wymagała od studentów z Chin pozostania w kwarantannie, po czym mogli wziąć udział w zajęciach. Nie dotyczyło to jednak studentów z Korei Południowej i Włoch, mimo że wówczas sytuacja epidemiologiczna w tych krajach była już bardzo poważna. Ponieważ w tym czasie w Polsce nie było potwierdzonych przypadków zarażenia koronawirusem, polski rząd nie podjął natychmiastowych surowych środków zapobiegania i kontroli, w związku z czynnikami ekonomicznymi. To pogłębiło wcześniejsze obawy młodej Chinki:
„W tym momencie nagle zdałam sobie sprawę, że zimowe ferie w Polsce właśnie się skończyły. Musiało być wielu Polaków, którzy właśnie wrócili z wakacji z krajów Europy Południowej i Zachodniej, a nawet z Azji Południowo-Wschodniej. Dodatkowo międzynarodowi studenci dopiero co wrócili na uczelnię. Zaniepokoiło mnie, że strona polska nie podjęła jeszcze żadnych kontrolnych środków."
4 marca potwierdzono pierwszy przypadek zarażenia koronawirusem w Polsce. Dziewczyna już wcześniej zrobiła zapasy produktów spożywczych, kupiła też małą butelkę alkoholu, dwie butelki płynu dezynfekującego i mydło, ale nie kupiła maseczek. Jak wyjaśniła:
„Na szczęście chińscy studenci i przyjaciele w Polsce dali mi kilka maseczek, a potem ambasada Chin przysłała nam zestaw medyczny, co rozwiązało mój problem. W połowie marca moja była dyrektorka Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Języków Obcych w Kantonie, Mao Yinhui, specjalnie przykazała mi dziesięć masek z Chin ".
Jednak Lingling i jej chińscy przyjaciele napotkali inny problem. W chwili wybuchu epidemii w Polsce chińscy studenci, mimo że mieli w rękach maseczki, nie odważyli się ich nosić, ponieważ bali się nieprzyjemnych spojrzeń ze strony przechodniów. Gdy epidemia nasiliła się, Chinka postanowiła być odważną i na Facebooku wezwał Polaków, aby nie dyskryminowali Azjatów noszących maseczki. Napisała wówczas na Facebooku:
„Załóż maseczkę lub nie noś jej. Spróbujmy spojrzeć na różnicę między nimi: to jak radzenie sobie z przeziębieniem. Europejczycy piją mleko z miodem, a Chińczycy piją gorącą wodę z imbirem. Po prostu".
Fakty dowiodły, że środki takie jak noszenie masek i utrzymywanie dystansu społecznego mają znaczący wpływ na powstrzymanie rozprzestrzeniania się epidemii. Wraz z rozwojem sytuacji polski rząd dostosował także w odpowiednim czasie różne ograniczenia izolacyjne i środki kontrolne. Podobnie jak zmiana koncepcji noszenia masek w Polsce, życie Lingling i otaczających ją polskich przyjaciół również uległo głębokiej zmianie z powodu epidemii, o czym tak mówi:
„Wielkanoc była bardzo trudnym czasem dla moich polskich przyjaciół. Większość z nich miała trudności aby obchodzić to święto, z daleka od rodziny. Współczuję im. Ale mam nadzieję, że coś czego zabrakło podczas tegorocznej Wielkanocy, będzie można zrekompensować za rok, w trakcie kolejnej wiosny. Wszyscy z niecierpliwością czekają na wygaszenie epidemii tak szybko, jak to możliwe, aby życie powróciło jak najszybciej na właściwy tor. "
Obecnie chińska studentka pozostaje w akademiku i kontynuuje naukę w formie zajęć online, ale ta forma nauki jest bardzo ograniczona. Ona, jej wykładowcy i koledzy z roku nie mogą się doczekać powrotu na uczelnię. Oprócz nauki Lingling i jej polscy przyjaciele pomagają innym, zwłaszcza osobom starszym, w pracach domowych lub zakupach. Wkrótce po zamknięciu uniwersytetu w mediach społecznościowych uruchomiono możliwość przekazywania darowizny na rzecz szpitali. Również i ona aktywnie uczestniczyła w tym wydarzeniu i ma swój wkład w walkę z epidemią koronawirusa w Polsce. Jak podkreśla:
„Myślę, że wszyscy są równi wobec epidemii. Wcześniej pomagałam w zdobyciu środków medycznych dla Wuhanu, teraz robię to dla Polski, która jest mi bliska, a potrzebuje w tym momencie wsparcia i pomocy. Co więcej, teraz jestem tutaj, a lokalna epidemia jest związana ze mną. Mogę wnieść niewielki wkład, więc od razu przekazałam dwieście złotych."
Naprzeciwko akademika, w którym mieszka Lingling, jest park. Po wybuchu epidemii opustoszał on. Dziewczyna wielokrotnie patrzyła na światło słoneczne przenikające przez chmury i padające na pustą ziemię. Świat wydawał jej się bardzo daleki.