|
|
(GMT+08:00)
2005-05-17 15:40:50
|
|
Wielki wezyr
CRI
W nocy z 5 na 6 września ukończono budowę przepraw przez Dunaj. Rano przeprawiły się przez nie wojska koronne, budząc podziw cesarskich dowódców swą karnością. Mimo błota po obfitych deszczach, 8 września wszystkie wojska polskie, niemieckie i austriackie w sile około 70000 ludzi, w tym ponad 30000 jazdy, stały już pod Lasem Wiedeńskim. Było to ogromne zaskoczenie dla dufnego we własne siły i przekonanego, że Polacy nie ruszą z pomocą Wiedniowi wielkiego wezyra Kara Mustafy. Rozpoczął on przygotowania do bitwy dopiero przed czterema dniami, kiedy schwytany jeniec zeznał, że na odsiecz Austriakom idą ponad osiemdziesięciotysięczne siły.
Przyspieszono tempo wlokących się do tej pory prac oblężniczych, Kara Mustafa rozkazał też znacznej części swych żołnierzy pozostanie w okopach, a jedynie jeździe podjęcie walki z nieprzyjacielem. Głos rozsądku wezyra, bejlerbej Budy Ibrahim pasza, proponował wyprowadzenie całego wojska z okopów i szarżę przeciwko oddziałom sprzymierzonych, poprzedzoną ogniem artylerii. Janczaraga, a za jego namową i Kara Mustafa, nie chcieli jednak słyszeć o ściągnięciu spod lada chwila mającego się poddać miasta oblegających je wojsk i projekt Ibrahima paszy upadł. Był to potworny błąd ze strony wielkiego wezyra, praktycznie przesądzający losy bitwy, bowiem najlepsze oddziały zostały wyłączone z walki, do której rzucono z kolei przeważnie pospolite ruszenie i nieregularną jazdę.
Wieczorem dziewiątego września sojusznicy weszli do Lasu Wiedeńskiego i przemaszerowali drogą od strony Dunaju, nie napotykając żadnego oporu ze strony mających bronić przeprawy Tatarów, śmiertelnie obrażonych na lżącego ich wielkiego wezyra. Polacy znajdowali się na prawym skrzydle, forsującym gęsty i górzysty las. Posuwali się komunikiem całą noc, taszcząc ze sobą armaty oraz wozy z amunicją. Do następnego wieczora przebyli zaledwie 3,5 km w linii prostej, jednak nastroje w wojsku były bardzo dobre. Zajęto strategiczne pozycje na górujących nad przedmieściami Wiednia wzgórzach Kahlenberg i Leopoldsberg. Doszło do pierwszych starć z oddziałami tureckimi. Następnego dnia cała armia stała na linii dwóch wzgórz, zajmując pozycję wyjściową do uderzenia na główne siły Kara Mustafy. Wieczorem z obleganego miasta wystrzelono kilka świetlnych rac, na znak iż obrońcy wiedzą o przybyciu odsieczy.
Wielki wezyr rozstawił swe siły przede wszystkim u wylotu drogi od strony Dunaju; spodziewał się bowiem, iż tędy pójdzie główne natarcie. Na prawym, w domyśle najbardziej zagrożonym skrzydle, umieścił hospodarów wołoskiego i mołdawskiego wraz z bejlerbejem Budy Ibrahimem paszą oraz bejlerbejami diarbekirskim, siwaskim i aleppskim. Centrum formacji stanowili skupieni wokół dzierżącego sztandar Mahometa Kara Mustafy sipahowie oraz janczarzy pod dowództwem janczaragi. Lewe skrzydło, ustawione od strony Lasu Wiedeńskiego, stanowili sipahowie z wojskami bejlerbeja Damaszku Sary Husejna paszy oraz Tatarami chana Murad Gereja.
W obozie tureckim atmosfera daleka była od ideału. Na wieść o zbliżających się wojskach rozpoczęły się dezercje wśród pospolitego ruszenia oraz oddziałów pomocniczych. Odliczając żołnierzy niezdolnych do walki oraz siły pozostawione w zdobytych po drodze twierdzach, przeciwko sprzymierzonym stanęło około 65000 Turków. Wojska te były w dodatku rozdzielone, co jeszcze bardziej ułatwiało sprawę Sobieskiemu.
|
|
|