|
|
(GMT+08:00)
2005-05-19 16:42:02
|
|
Kto żyw, łapał co mu w ręce wpadło i uciekał
CRI
Przed godziną osiemnastą piechota i artyleria polska otworzyła ogień do oddziałów tureckich ze wszystkich dział i muszkietów. Równocześnie jazda zaczęła się szykować do natarcia. Król Jan III rozmówił się jeszcze ze starostą lidzkim i krzepickim, Anastazym Miączyńskim, aby ten ze swoim pułkiem opanował namioty wezyrskie, po czym dał rozkaz do ataku. W ciągu kilkunastu minut runęło na Turków 20000 jazdy, w tym 2,5 tys. husarii. Była to prawdopodobnie największa szarża w dotychczasowych dziejach Europy. Janczarzy i artyleria osmańska zdążyli oddać tylko jedną salwę zanim husaria, polskie chorągwie pancerne, lekka jazda, oraz oddziały niemieckie i austriackie starły się z wojskami tureckimi, rozrywając ich szeregi i przedzierając się w głąb szyku. Na ten widok masy żołnierzy muzułmańskich w panice rzuciły się do ucieczki.
W centrum ostrzeliwały się jeszcze oddziały wielkiego wezyra, oddzielone od wojsk sojuszniczych jarem. Jednak i oni, gdy tylko jazda przełamała opór oddziału Ibrahima paszy na prawym skrzydle, natychmiast podali tyły. Wokół świętej chorągwi pozostało około 5-6 tys. ludzi, głównie dowódców, gwardii przybocznej Kara Mustafy, służby obozowej i niedobitków z walczących dalej oddziałów. Była to resztka armii tureckiej, która niebawem została otoczona z dwóch stron jazdą sprzymierzonych. Świętą chorągiew uratowali Tatarzy Hadży Gereja, którzy pozostali na polu bitwy i nie wycofali się razem z chanem i resztą ordy. Dzięki temu Hadży Gerej niedługo później został chanem tatarskim w miejsce zdetronizowanego Murad Gereja.
W obliczu klęski wielki wezyr wydał rozkaz wycofania się do obozu, by tam bronić się wśród wałów i namiotów. Jazda polska następowała mu na pięty, zdołał jednak dotrzeć do swoich namiotów i umocnić się tam. Gwardia Kara Mustafy broniła się w obozie jeszcze przez prawie pół godziny, ponosząc ogromne straty. Kto żyw, łapał co mu w ręce wpadło i uciekał. Pokojowi wezyra, schwytani po bitwie przez oddziały sprzymierzonych mieli przy sobie broń i klejnoty o wartości kilku tysięcy dukatów każdy. Wreszcie nieliczni ocalali gwardziści, z których jeden złożył i ukrył w zanadrzu świętą chorągiew Mahometa, wsadzili wielkiego wezyra na koń i uszli z nim przez tylną bramę obozu z pola bitwy w stronę Jawaryna. Tymczasem "król jegomość, widząc wezyra podającego tyły i pierzchającego przed rycerstwem, jak wymiótł, w trwodze i popłochu, łyskał jeno radośnie jak lew oczami, a dyszał z cnotliwej alteracji ? Victoria! ? zakrzyknąwszy"
Późnym wieczorem wojska sojusznicze wdarły się między namioty i do okopów tureckich, gdzie natrafiły na prawie dziesięć tysięcy chorych i rannych Turków, których natychmiast wycięto do nogi. Uwolniono też kilka tysięcy jasyru chrześcijańskiego. W obozie tureckim zdobyto m. in. 983 cetnary prochu i 1500 cetnarów ołowiu, nie wspominając już o bogactwach złupionych przez wojska muzułmańskie oraz skarbie wielkiego wezyra, który prawie w całości przypadł zwycięzcom. Zapadające ciemności przerwały bitwę, toteż Jan III, nie zdający sobie jeszcze sprawy z rozmiarów zwycięstwa, nakazał pełną gotowość i zabronił zajmować całego obozu w obawie przed rabunkiem i upadkiem dyscypliny. Wojska sojusznicze wykazały się zdumiewającą karnością ? nie brali się do grabieży, ani nawet nie rozpuścili szyku. Rano obozem wstrząsnął wielki huk ? ktoś podpalił zapasy prochu pozostałe po Turkach. Dopiero teraz, kiedy jasnym się stało, że muzułmanie są już daleko, rozpoczęło się plądrowanie obozu. W namiotach wielkiego wezyra król Jan III opisał swą wiktorię w liście do Marysieńki, który zaraz posłał przez gońca do stolicy, a największą z chorągwi tureckich (wziętą mylnie za sztandar Proroka) do Rzymu papieżowi Innocentemu XI.
|
|
|