12 lipca czasu lokalnego zakończył się szczyt NATO w Wilnie. We wspólnym oświadczeniu ze szczytu, opublikowanym dzień wcześniej, wspomniano o Chinach kilkanaście razy i powtórzono twierdzenie, że Chiny stanowią "systemowe wyzwanie" dla bezpieczeństwa euroatlantyckiego.
Strategiczne dostosowanie NATO odzwierciedla strategiczne potrzeby Stanów Zjednoczonych. Po objęciu urzędu przez Bidena, pod dowództwem Waszyngtonu NATO stawało się coraz bardziej twarde wobec Chin i określało Chiny jako "wyzwanie systemowe", próbując wykorzystać to jako pretekst do ingerowania w sprawy Azji i Pacyfiku.
Dziś, pod presją Waszyngtonu, NATO stało się obrońcą amerykańskich interesów. NATO niesłusznie oskarżyło Chiny o stwarzanie "systemowego wyzwania", ale wielu członków NATO się z tym nie zgadza. Ponieważ faktem jest to, że Chiny nigdy nie sprowokowały konfliktu, nigdy nie okupowały ziemi innych krajów i nigdy nie prowadziły wojny zastępczej. W ciągu ostatnich 30 lat Chiny wysłały ponad 50 000 osób do udziału w operacjach pokojowych ONZ, które zostały nazwane "kluczowym czynnikiem i kluczową siłą operacji pokojowych".
Obiektywnie rzecz biorąc, w NATO są też głosy racjonalne. Niektóre państwa członkowskie, reprezentowane przez Francję, nalegają na dążenie do europejskiej autonomii strategicznej i uważają, że NATO nie powinno tworzyć biura łącznikowego w regionie Azji i Pacyfiku, np. w Japonii. Prezydent Francji - Emmanuel Macron powiedział na konferencji prasowej po szczycie, że NATO jest organizacją północnoatlantycką, a Japonia nie znajduje się na północnym Atlantyku. Takie głosy wymagają większego konsensusu w ramach NATO. Jeśli NATO będzie nalegać na podążanie za działaniami Stanów Zjednoczonych i będzie chciało stworzyć zamieszanie w Azji i Pacyfiku po spowodowaniu namieszania w Europie, spotka się z zdecydowanym oporem. (Z.H.)