|
Brytyjskie turystki opowiadają o trzęsieniu ziemi w Sichuanie (foto)
|
|
|
|
|
2008-05-19 16:55:58
CRI
|
|
|
W związku z tym, że wejście do rezerwatu zostało zasypane opadającymi ze zbocza góry kamieniami, turystyści musieli się ewakuować inną drogą. Najpierw przeszli fragment wąskiego i wysokiego muru, następnie zeszli po drabinie podstawionej przez pracowników rezerwatu, przebiegli przez chwiejący się most, aby w końcu dotrzeć do niewielkiego płaskowyżu. Tam wsiedli do autokaru, którym wrócili na parking hotelu, w którym byli zakwaterowani. Parking był miejscem bezpieczeniejszym.
W aparacie fotograficznym pani Edwards dziennikarz zauważył także zdjęcia, na których widać było jak pracownicy rezerwatu Wolun starają się ewakuować grupę małych pend. Pani Huang powiedziała nam, że pandy te były jeszcze tak małe, że nie potrafiły nawet jeszcze samodzielnie jeść. Pracownicy rezerwatu organizując ewakuację turystów jednocześnie umieścili 14 małych pand w drewnianym kiosku służącym jako kasa biletowa przy wejściu do rezerwatu, a następnie umieścili go na ciężarówce, którą małe pand przewieziono na parking, który było miejscem stosunkowo bezpiecznym.
"Drugiego dnia rano okoliczni mieszkańcy zaprosili nas na pierożki. Noc tuż po trzęsieniu była chłodna, więc założyłam na siebie wszystkie ubrania, które miałam. Po zjedzieniu pierożków i napiciu się soku zrobiło mi się wreszcie ciepło. Byliśmy bardzo wdzięczni za serdeczność mieszkańców okolicy."
Trzęsienie ziemi spowodowało przerwanie dostaw wody i prądu w rejonie Wolun, droga łącząca rezerwat ze światem zewnętrznym także uległa poważnym uszkodzeniom. Turyści przygotowywali się do długiego oczekiwania na ewakuację z rejonu kataklizmu.
"Widziałam, że drogi były zniszczone, wielu ludzi utknęło w rejonie trzęsienia. Byłam przekonana, że będziemy musieli czekać tam dłużej." - wspomina Edwards.
Niespodziewanie dla nich, już w trzecim dniu od trzęsienia ziemii, to jest 15 maja, pojawiła się szansa na ewakuację ? przyleciały po nich trzy helikoptery.
"Powiedzieli nam: "Przyleciały po was helikoptery, zabierzcie paszporty i torby i jak najszybciej jedźcie do helikopterów." Na lądowisko zawiózł nas autokar. Wysiedliśmy z niego i pobiegliśmy do helikopterów tak szybko, jak podczas trzęsienia ziemii." - opowiada Huang Ling.
Wspominając akcję ratunkową, Huang Ling mówi, że po wejściu na pokład śmigłowca czuła się jak we śnie. „Piloci działali bardzo szybko. Gdy tylko wsiadło do helikoptera 10 osób, od razu zamykali drzwi i startowali. Patrzyłam z góry na zmniejszający się w moich oczach Wolun, nie mogąc jeszcze uwierzyć, że zostałam uratowana."
"Jesteśmy bardzo wdzięczni za sprawne przeprowadzenie akcji ratowniczej." - mówi Huang Ling.
Według dostępnych informacji, 15 maja 30 zagranicznych turystów i wolontariuszy, którzy na skutek trzęsienia ziemii utknęli w rezerwacie Wolun, zostało przewiezionych helikopterami wojskowymi do lotniska Fenghuangshan w mieście Chengdu. W grupie tej było 15 turystów brytyjskich, pozostała czwórka Brytyjczyków z grupy opuściła Wolun w ten sam sposób 16 maja przed południem.
Siedząc w hotelu w Pekinie, Huang Ling i Edwards ze wzruszeniem wspominają serdeczność mieszkańców Wolun. Po krótkim pobycie w Pekinie wracają do Wielkiej Brytanii, mimo że ich bagaże zostały jeszcze w Sichuanie. Są jednak przekonane, że biuro turystyczne pomoże im załatwiać wszystkie związane z tym sprawy.
Obecnie Huang Ling zajmuje się sprawami ochrony środowiska w pewnej fundacji charytatywnej w Wielkiej Brytanii. Powiedziała nam: "Po powrocie do Wielkiej Brytani opowiem znajomym, co się stało tu w rejonach dotkniętych trzęsieniem ziemii. Przyłączę się do akcji zbierania pieniędzy przeznaczonych na pomoc dla Chin."
1 2
|
|
|
|
|
|
Wasze opinie |
|
|
|
|