Po decyzji krajów OPEC+ o zmniejszeniu od listopada średniego dziennego wydobycia ropy o 2 mln baryłek, reakcja w Stanach Zjednoczonych była w ostatnich dniach ostra. Początkowo administracja Bidena miała nadzieję, że główni producenci ropy naftowej na Bliskim Wschodzie zwiększą wydobycie, aby ograniczyć ceny ropy i pomóc Stanom Zjednoczonym kontrolować wysokość inflacji, ale decyzja krajów OPEC+ okazała się niezgodna z oczekiwaniami USA.
Ceny baryłki ropy mają fundamentalne znaczenie dla krajów "OPEC+", takich jak Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie, a ich decyzje o cięciu produkcji podyktowane są ich własnymi interesami gospodarczymi. Jednak ta decyzja zirytowała Stany Zjednoczone. Nietrudno zauważyć, że kraje Zatoki Perskiej nie są już posłuszne rozkazom Stanów Zjednoczonych, a ich determinacja w obronie swoich interesów jest bardzo mocna. Niezaprzeczalnym faktem jest to, że amerykański system sojuszniczy na Bliskim Wschodzie stopniowo słabnie, tak jak słabnie amerykańska zdolność do przewodzenia sojusznikami.
CNN w swoim komentarzu z 9 października, stwierdziła, że decyzja "OPEC+" o redukcji wydobycia "szkodzi Stanom Zjednoczonym", ale USA powinny zdać sobie sprawę, że kraje te mają własne interesy i strategie oraz nie są zależne od Stanów Zjednoczonych.
Jak na ironię, kiedy Stany Zjednoczone wyraziły swój gniew z powodu cięć wydobycia ropy przez kraje "OPEC+", francuski prezydent Emmanuel Macron stwierdził, że wysokie ceny gazu, który sprzedają Stany Zjednoczone Europie, gdy ich europejscy sojusznicy znajdują się w stanie niedoborów energii, nie jest "prawdziwą oznaką przyjaźni" między Europą a Stanami Zjednoczonymi. Kroki USA, które z jednej strony potępiają kraje OPEC+ za redukcję wydobycia ropy naftowej, które wywołało wzrost cen ropy, a z drugiej strony agresywnie podnoszą ceny gazu ziemnego sprzedawanego europejskim sojusznikom, w pełni pokazały samolubną hegemonię "America First".